Szukaj
Dzisiaj:
wtorek 19 marca,
Józef, Bogdan, Marek
panel partnera
0 tematów czytelnia
A A A A
Dzisiaj: wtorek 19 marca, Józef, Bogdan, Marek
A A A A
Partnerstwo samorządów Południowej Wielkopolski na rzecz zwiększenia dostępności i jakości usług publicznych.
Artykuły
2013-07-08
Silos w budowie, ład przestrzenny w rozbiórce
obrazek

Michał Listwoń, kierownik projektu, absolwent gospodarki przestrzennej na Uniwersytecie Warszawskim
Poglądy wyrażane w analizach i komentarzach są wyłącznie autorskimi. Służą inicjowaniu otwartej debaty publicznej na ważne tematy w zakresie usług publicznych i nie są związane z reprezentowanymi instytucjami.



Dyskusja i emocje związane z powstającym silosem przy gostyńskiej cukrowni osiągnęły w ostatnich tygodniach punkt społecznego wrzenia. Decyzja o jego powstaniu i wszelkie formalności związane z budową oczywiście miały miejsce dużo wcześniej, ale dopóki silos nie „wystrzelił” na ponad 70 metrów w górę, nikogo specjalnie temat nie zajmował. Prawdopodobnie też za kilkanaście miesięcy, kilka lat, gdy już przyzwyczaimy się do widoku charakterystycznej, monumentalnej przemysłowej kopuły, negatywne opinie części mieszkańców stracą na ostrości.

Przeanalizujmy temat silosu z różnych perspektyw.

Co z opiniami i wrażeniami innych, nie mieszkańców? Co z odbiorem zewnętrznym Gostynia, czyli postrzeganiem miasta i jego układu architektoniczno-przestrzennego przez gości, osoby przejeżdżające, turystów.

W tym przypadku na neutralność czy obojętność oceny nie mamy już co liczyć. Silos stał się trwałym elementem pejzażu. Tracimy też, jako lokalne społeczeństwo, wpływ na to, jakie konotacje będzie wzbudzał, pozytywne czy negatywne. Wystarczy się zastanowić przez jaki pryzmat oceniamy inne miasta, przez które przejeżdżamy. O osądzie, z natury subiektywnym a nawet kapryśnym, może zadecydować detal, stan chodnika, drogi, sklepu, nawet pogoda. A co dopiero olbrzymi silos. Indywidualne poczucie estetyki zderza się z betonową/blaszaną rzeczywistością i wartościujemy: „fajne miasto” lub przeciwnie, skrajnie „oszpecone miasto”. Czasami trzeba wiele trudu i milionów złotych by samorząd zbudował oczekiwany pozytywny przekaz swojego terenu, miejscowości. Dajmy na to nowy gostyński rynek, który ma być „wizytówką miasta”. Siła jego wizerunkowego oddziaływania w porównaniu do silosu jest słaba. Przecież można na rynek nawet nie zwrócić uwagi, z różnych powodów, np. nie działają akurat fontanny, kierowcom bardziej rzucają się w oczy obskurne elewacje kamienic lub ruiny byłej fabryki, czy też zimą leży śnieg, albo rynek jest akurat pusty i martwy, lub też – daj Bóg najszybciej jak to możliwe – przejezdni korzystają z wymarzonej obwodnicy. W przypadku silosu, takiego „zagrożenia” nie ma, jest widoczny zewsząd, nie sposób się na niego nie natknąć. Innymi słowy: przytłacza gostyńską przestrzeń śródmiejską, a nawet szerszy krajobraz.

Drugi ważny element, to że Gostyń zapisze się w annałach i literaturze tyczącej architektury, krajobrazu miejskiego i ładu przestrzennego, będzie powielanym przykładem na branżowych konferencjach, seminariach i fachowych forach dyskusyjnych, w kraju z pewnością, a być może i za granicą. Jeśli ktoś twierdzi, że będą tam dominować opinie pozytywne, to jest w stosunku do siebie nieuczciwy. Mamy więc na dzień dobry „czarny PR” od dość wpływowej grupy, pytanie czy mamy środki i umiejętności promocyjne, by to zrównoważyć. Oczywiście, możemy się też pocieszać, że inni będą się od nas uczyć, że będą proponować nowe rozwiązania prawne, nowe regulacje w zakresie architektury i zabudowy miejskiej, piętnować złe praktyki, a konserwatorzy bardziej pilnować swoich obowiązków. Ale jakie stąd dla nas pocieszenie?

Mamy przy tym do czynienia ze swoistą retrospekcją dawnej zabudowy przemysłowej, bo silos można właśnie postrzegać w kategoriach XIX-wiecznego rozwoju przemysłowego. Choć szczerze wierzę, że aż tak daleko w urbanistyce się nie cofnęliśmy. W trakcie postępującej ówczesnej industrializacji wysoka zabudowa przemysłowa była dla mieszkańców synonimem rozwoju, gwarantem bytu. Robotnik chciał widzieć dymiący komin, bo to oznaczało, że ma pracę, a jego gromadka dzieci chleb. Chciał wręcz z tym kominem obcować. W epoce komunizmu i gospodarki planowej, też „zwyczajem” było, by duże zakłady wręcz wchodziły do centrów miast. My zachowujemy się dziś podobnie, chcemy widzieć z okien, że cukrownia pracuje i daje pracę, bo robi w końcu „coś dużego”. Tylko, że są to standardy z minionych epok i obecnych krajów trzeciego świata. Nie do zastosowania – nomen omen w kraju macierzystym spółki - w Niemczech. Pomijam fakt, że jest szereg rozwiązań pośrednich między brakiem silosu w ogóle, a jego obecnymi gabarytami i miejscem usadowienia.

Nie łudźmy się, ten sam inwestor w Niemczech mógłby rozmawiać tylko o wariantach pośrednich. No i inny – najważniejszy, bo społeczny – argument, presja otoczenia. Byłaby ona zbyt silna, by takie rozmiary silosu i jego lokalizację przeforsować. Sama kadra zarządzająca w zachwianym architektonicznie środowisku nie bardzo chciałaby mieszkać, i najzwyklej bałaby się społecznego ostracyzmu, wynikającego z budowanej przez pokolenia świadomości i szacunku do odziedziczonej przestrzeni miejskiej i ładu urbanistycznego. A standardem działań biznesu – tego poważnego i partnersko nastawionego do otoczenia – jest uwzględnianie aspektów społecznych. Śmiem twierdzić, że struktura własnościowa w firmach, w tym kontekście, również odgrywa ważną rolę.

Pojęcie ładu przestrzennego w naszym społeczeństwie jest mało znane i jeszcze słabiej egzekwowane. W ustawie z 27 marca 2003 r. o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym mówi się o wymaganiach ładu przestrzennego, „w tym urbanistyki i architektury”. Przestrzeń powinna tworzyć „harmonijną całość”, gdzie łączą się „w uporządkowanych relacjach wszelkie uwarunkowania i wymagania funkcjonalne, społeczno-gospodarcze, środowiskowe, kulturowe oraz kompozycyjno-estetyczne”. Problem polega na tym, że teren cukrowni nie ma planu miejscowego, a zatem warunki zabudowy były ustalane w drodze decyzji burmistrza o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu. Robi nam się pewna luka, bowiem gmina nie ma prawa odmówić ustalenia warunków zabudowy jeśli wniosek inwestora jest zgodny z prawem. Nie może też wpływać na treść decyzji poprzez modyfikacje wniosku. W praktyce o przeznaczeniu terenu, a w konsekwencji jego wyglądzie, przesądza wniosek inwestora o ustalenie warunków zabudowy. Nie mniej ważne jest, że ustalenie warunków zabudowy w trybie decyzji administracyjnej oznacza, że czynność ta jest poza kontrolą społeczną, realizowaną w ramach demokratycznych procedur planistycznych.

Odnosząc się do dostępnych komentarzy na portalach w sprawie silosu (pomijam, wynikającą z anonimowości, odwagę komentatorów i niejednokrotnie wulgarność), da się zauważyć duży stopień akceptacji dla inwestycji. Wynika ona z różnych przesłanek, począwszy od tego, że jest to wymierny dowód na rozwój firmy i tym samym trwałość miejsc pracy, poprzez widoczną obojętność i brak wrażliwości na otaczającą nas przestrzeń, a kończąc na megalomańskim i dość zaściankowym stwierdzeniu, że w końcu „mamy coś dużego, imponującego, największego w Polsce, a może i w Europie”.

Miejsca pracy związane z rozwojem pojedynczej firmy są oczywiście bardzo ważną przesłanką, przeważnie zależną, czy nawet wprost proporcjonalną do stopnia zamożności i zasobności portfela obywateli. To znaczy, im bardziej jesteśmy biedni, tym większe przyzwolenie dla inwestycji generujących koszty społeczne, środowiskowe, czy wręcz wizerunkowe. Czy jednak w takim państwie jak Polska nie powinny być do końca wykorzystywane mechanizmy decyzyjne, które pozwolą uniknąć kolizji między pojedynczą firmą a wykształconą przez wieki przestrzenią i tkanką miejską. Bo przestrzeń jest elementem „dialogu” między różnymi uczestnikami (społeczeństwo, zabudowa sakralna, instytucje publiczne, przedsiębiorcy), dialogu trwającego setki lat, i każda kolizja architektoniczna jest wynikiem porażki w tym zakresie, choć wciąż – jak w przypadku silosu - w majestacie prawa.

We współczesnej globalnej gospodarce trudno też mówić o trwałości danej branży i miejsc pracy, zwłaszcza w sytuacji wielkich korporacji. Kiedy przychodzi – przeważnie podyktowana kosztami produkcji – fala przesunięć produkcji do krajów o niższych kosztach (wynagrodzeniach), lub w sytuacji, kiedy dla danego produktu pojawił się zdrowszy substytut, lub korporacja po prostu zmieni strategię, zmieni się właściciel, argument o „beczce” za – dajmy na to 80 mln zł – nikogo nawet nie wzruszy. Przypomnijmy sobie Fiata w Gliwicach, fabryki włókiennicze w Łodzi czy wieżowiec Daewoo w Warszawie. Chociaż, biorąc ostatnie dwa przypadki, kiedy mogą powstać ciekawe lofty, czy galerie, albo gdy po firmie zostaje nowoczesny wieżowiec, z możliwością sprzedaży lub wynajęć biur, to wówczas pół biedy. Ale kiedy zostanie betonowa „beczka”? W rozwiniętych demokracjach, krajach zachodniej Europy, rzadko dopuszcza się do konfrontacji między wiekową przestrzenią urbanistyczną, a planami firmy, która choć ma 150 lat tradycji, jest jednak wciąż – w kategoriach długiego trwania  - epizodem. Szuka się więc rozwiązań kompromisowych, a lokalni menadżerowie na ogół to rozumieją, a jak nie, to pomagają im w tym przepisy, architekci i urbaniści.  

Co do naszej obojętności na ład przestrzenny. No cóż, został on skutecznie stępiony minioną epoką, a skoro jesteśmy w stanie przyzwyczaić się na przykład do szpetnych przydrożnych reklam, to niewiele jest nas w stanie wzruszyć. Oczywiście można przywołać różne kontrowersyjne budowle z historii. Inżynier Gustaw Eiffel, kiedy stawiał swą stalową konstrukcję-wieżę nad Sekwaną w Paryżu, był odsądzany od czci i wiary, niemal jak architektoniczny bluźnierca. Inicjowano nawet akcje protestacyjne. Dziś jednak wieża Eiffla jest obowiązkowym punktem zwiedzania Paryża i drogocenną marką Francji. Co jednak z budowlą przemysłową, jaka jest jej funkcjonalność ponad to, że gromadzi w jednym miejscu dużo cukru. Szczerze - żadna. To tak jak z każdą monokulturą, podatna jest i będzie na różnego rodzaju dziejowe zawirowania, służy jednemu wąskiemu celowi, do niczego innego się nie przyda, a poza tym nie ma „wdzięcznej” zewnętrznej grupy docelowej (np. turystów).  

I krótko o megalomanii. To najtrudniejszy temat, bo dotyczy poczucia estetyki krajobrazu wśród społeczeństwa, czyli mówi coś o nas samych. Wrażliwość na architekturę jest różna, zależna od człowieka, kontekstu jego wychowania, środowiska, pełna przy tym subtelności. Zdecydowanie łatwiej skontestować, jeśli ktoś źle, niemodnie się ubiera, zakłada na przykład sandały do garnituru. W tej materii jesteśmy powszechnie ekspertami. Ale co w przypadku architektury. Do tego można dodać, nie wiadomo skąd wynikające kompleksy. Problem jest jeszcze większy, że odnosi się do architektury przemysłowej, czyli czegoś co widzimy w pełnej krasie, ale z tego na ogół nie korzystamy (trudno wymagać, by firma zgodziła się na zorganizowanie na dachu silosu np. „tarasu widokowego”).

Niestety, radość z powodu tego, że mamy największy obiekt przemysłowy w centrum miasta, jest przykładem nie najlepszego gustu. I wypada się nim „chwalić” tylko w anonimowych komentarzach. Czy budowa takiego silosu powinna być z wyprzedzeniem przedstawiona społeczeństwu? Oczywiście, również w historii było tak, że budowle czy obiekty inżynierskie raczej nie powstawały w procesie uspołecznienia. To znaczy, że swoich planów budowy bazyliki św. Piotra Michał Anioł nie konsultował ze społeczeństwem rzymskim, tak jak nie robili tego prawdopodobnie budowniczowie gostyńskiej fary, bazyliki świątogórskiej, okazałego budynku starostwa, czy fabryki cukru. No tak, ale na ich gust akurat mogliśmy liczyć… Michał Listwoń.

Informujemy, że powyższe treści można wykorzystywać za podaniem źródła: www.uslugipubliczne.pl

Fotogaleria przedstawia zdjęcia gostyńskiego silosa cukrowni Pfeifer & Langen oraz niemieckich silosów cukrowni Pfeifer & Langen w Euskirchen.

Przykład oceny:

(0 Głosów)
Komentarze (0)
Dodaj komentarz
*wszystkie pola wymagane wyślij
Zobacz również
Sortuj wg regionu
2014-08-28
obrazek Zalew Gostyń - Piaski nie tylko na papierze
2014-06-11
obrazek Tabliczka albo mandat
2014-04-08
obrazek Kościańska wieża do nieba
2014-02-12
obrazek Kuriozum czy ukłon w stronę mniejszych ośrodków?
2013-11-12
obrazek Krzywiń sięga po PPP
2013-10-28
obrazek Krobia pełna (wiatrowej) energii
2013-10-07
obrazek SMS z gminy
2013-09-16
obrazek Kurek szczelnie zakręcony
2013-08-18
obrazek Słoneczna Gmina Pakosław
2013-08-12
obrazek Jak się nie zaśmiecić?
2013-08-05
obrazek Gościnna Wielkopolska zagłębiem farm wiatrowych?
2013-07-29
obrazek Mądrość obywatelska sprawdzona w budżecie
2013-07-22
obrazek Powiat Rawicki (Miejska Górka, Pakosław, Jutrosin): Za, a nawet przeciw
2013-07-22
obrazek Powiat Gostyński (Krobia, Pępowo): Zmiany w tempie ekspresowym
2013-07-23
obrazek Starostwo segreguje
2013-07-22
obrazek Gmina Dolsk: Nieznajomość terenu szkodzi
2013-07-22
obrazek Powiat Kościański (Czempiń, Gmina Kościan, Krzywiń): (Po)rewolucyjne obserwacje
2013-07-22
obrazek Gmina Kobylin: Dobrze radzimy sobie ze śmieciami
2013-07-22
obrazek Feliton: Supersegregator
2013-06-20
obrazek Wiedzą, kto przyjedzie po śmieci
2013-06-20
obrazek Piaski stawiają na energię odnawialną
2013-06-11
obrazek Kubły pod kontrolą
Obszar realizacji projektu
zobacz
Szybki kontakt z naszym biurem
*wszystkie pola wymagane wyślij wiadomość >